Wiara w Św. Mikołaja jest ważniejsza niż się wydaje. Warto ją podtrzymywać ta długo, jak tylko się da i jeszcze dłużej. Utrata tej wiary to wielkie rozczarowanie. Co roku przerabiam tę stratę z dziećmi, z którymi pracuję. Pamiętam, jak pomogłam dobrze znieść to moim Synom, ale o tym za chwilę.

Jest taki etap naszego życia, kiedy wierzymy w Świętego Mikołaja. Myślę, że dotyczy to każdego z nas, a jeśli nie, chcę wierzyć, że tak właśnie jest. To niezwykle ważny czas, kiedy

UCZYMY SIĘ, ŻE WYSTARCZY WIERZYĆ I CHCIEĆ, ABY SPEŁNIŁY SIĘ MARZENIA.

Do mnie nigdy nie przyszedł Św. Mikołaj…

… to znaczy nigdy, póki wierzyłam, nie przyszedł tak, abym mogła go dotknąć, pogłaskać po brodzie, odpowiedzieć na pytania czy wyrecytować mu wierszyk. Niemniej każdy wieczór wigilijny był niezwykle ekscytujący. Rodzice i dziadkowie zadbali, aby emocje sięgały zenitu. Zawsze ciągano nas od okna do okna a w tym czasie Św. Mikołaj usypywał górę prezentów akurat pod innym. Zostawiał je szeroko otwarte z falującą na mroźnym powietrzu firanką.

Jednak najwięcej niesamowitości działo się wtedy, gdy spędzaliśmy święta u dziadków na wsi. Wtedy zimy były białe i mroźne. Bieli było bardzo dużo. Wystarczyło uchylić drzwi a wdzierała się do sieni.

Zawsze byłam pod urokiem ogromnej, rozłożystej choinki, pachnącej tak intensywnie żywicą, że czasem kręciło mi się w głowie. Tak wiem, emocje wzmagają doznania. Choinka była jedyna w swoim rodzaju. Ozdobiona bardzo starymi papierowymi zabawkami i ogromnymi, ręcznie malowanymi bombkami.  Każda bombka opowiadała inną świąteczną historię. Mogłam chodzić wokół niej godzinami, czytałam ją jak książkę. Wodząc oczami po zabawkach, układałam co roku nowe opowieści. Co roku staram się oddać jej klimat.

Choinka stała w pokoju frontowym na końcu domu, zaczynając od kuchni. Żeby dostać się do niego z pokoju dziennego, trzeba było pokonać nieogrzewaną, mroczną sień. Każde takie przejście już podnosiło adrenalinę. Wieczerzę jedliśmy w pokoju dziennym. Wyobraźcie sobie teraz nagły rumor i tupanie w sieni, trzaskanie drzwiami i piski. Można było oszaleć z ekscytacji. Na plączących się ze strachu nogach, biegłyśmy z siostra, co sił do sieni, licząc, że tym razem uda nam się przyłapać Św. Mikołaja na gorącym uczynku. To, co zastawałyśmy, to rozwarte na oścież dwuskrzydłowe drzwi i zawiana śniegiem, zawalona prezentami sień a przed domem ślady wielkich butów i płóż od sań.

Babcia w pośpiechu zamykała drzwi a tata i dziadek wnosili prezenty i układali pod choinką. Wtedy zaczynało się poszukiwanie swoich. Niezapomniany czas.

Odkąd mam własną rodzinę i synów, co roku odwiedza nas Św. Mikołaj. To już ponad 20 lat. Najprawdziwszy, zawsze w tych samych szatach, czapce opadającej na oczy, z ogromną puszystą brodą. Wcześniej synowie, teraz inne małe dzieci wypatrują Św. Mikołaja przez okno. Zwykle widać go już z daleka jak tacha wielki wór na plecach. W tym roku po raz pierwszy próbował dostać się przez komin, ale utknął na strychu i walił w sufit, żeby go wypuścić. Tego nikt się nie spodziewał.

Mikołaj spędza u nas dużo czasu. Rozmawia, odpytuje, daje „pouczanki” a prezenty dostaje się za specjalne, dedykowane zadania. Nie jest tak łatwo, także Św. Mikołajowi. Przed wyjściem śpiewa z nami kolędę i wychodzi bardzo zgrzany i jeszcze bardziej zachrypnięty.

Dzięki takim rytuałom chłopcy długo wierzyli w Św. Mikołaja. Długo dłużej niż ich rówieśnicy. Amadeusz miał 9 a Oskar 8 lat, gdy zdecydowaliśmy się z mężem powiedzieć im JAK TO JEST. Spodziewałam się rozczarowania a nawet lekkiej depresji i nie pomyliłam się. Jednak w myśl przysłowia „przezorny zawsze ubezpieczony”, przygotowałam PAKIET RATUNKOWY, czyli zestaw a tak naprawdę Czapkę Pomocnika Św. Mikołaja dla obu. Dałam im czas na smutki, utuliłam a potem… razem z mężem zaczęliśmy snuć kolejną historię. O tym, jak ich pomoc jest potrzebna do trzymania tajemnicy i wiary w Św. Mikołaja u dziadków, którzy nadal wierzą. Nie mogli się zdradzić dziadkom, że coś wiedzą, teraz oni przeszli na drugą stronę mocy i zaczęli konspirować.

Sprawdziło się doskonale! Jedna ekscytacja zastąpiła drugą! Świetnie widać to na zdjęciach.

I choć wzdychali od czasu do czasu za prawdziwym Św. Mikołajem, byli też dumni, że uczestniczą w tak wspaniałym spisku. Dostali rolę właściwą na swój wiek i mogli płynnie wejść w nią z pierwszej.