Konsekwencja to słowo, które nas, rodziców w pewnym stopniu przeraża. Chcemy być konsekwentni, ale pojawia się obawa, aby nie krzywdzić naszych pociech. To jest sztuka, nad którą trzeba cały czas pracować, a wtedy wszystko będzie szło we właściwym kierunku.

Bycie rodzicem – mamą to najwspanialsza rzecz, która mnie w życiu spotkała.

Moje gniazdko składa się z trójki najwspanialszych dzieciaków i przecudownego męża, który wspiera mnie na każdym kroku.

Sukces konsekwencji leży przede wszystkim w rozmowach między rodzicami. Jeżeli obydwoje dążymy do tego samego, to nie ma opcji, musi się udać!

Najprostszy przykład, który przychodzi mi do głowy, a każdy z nas to przeżył, to pozostawienie dziecka w przedszkolu. Przeżywałam to trzy razy i za każdym razem było mi ciężko. Płacz każdego dziecka mnie rozbrajał i sama zalewałam się łzami. Jednak nie poddałam się i wygrałam tę walkę – walkę ze sobą. Byłam z siebie dumna, choć nie było łatwo. To jednak okazało się namiastką.

Czas leciał, dzieci podrosły no i zaczęły się „schody”…

Niezapomniane chwile zafundowała nam córka – Kasia, w pierwszej klasie gimnazjum. Obawiałam się tego momentu i nie pomyliłam się. To była jakaś masakra!!!

Ale od początku…

Wyborem naszej córki było gimnazjum mieszczące się na osiedlu obok.

Nie byliśmy z mężem za bardzo zadowoleni z tej decyzji, ponieważ poziom w tej szkole nie należy do wysokich. Cóż, większość koleżanek i kolegów Kasi też tam się wybierała, więc żeby było jej raźniej, zgodziliśmy się. Minęły pierwsze dwa tygodnie września i nasza pierworodna przyszła do nas z płaczem, że ona nie chce chodzić do tej szkoły, że starsze towarzystwo ją przeraża – w tym samym budynku mieści się też liceum. Naciskała usilnie, aby pozwolić jej NATYCHMIAST zmienić szkołę. Doskonale już wiedziała, gdzie chce iść. Jedna jej koleżanka rozpoczęła tam naukę i była bardzo zadowolona.

MAMO…TATO…PROOOOOOOOSZĘ!!!!

Co zrobiliśmy? Oczywiście jej prośba została spełniona. Zostaliśmy przysłowiową „złotą rybką” spełniającą życzenia swojego dziecka. Ale do czasu…

Mąż, właściwie z dnia na dzień załatwił przeniesienie do gimnazjum, co nie było takie łatwe w ciągu rozpoczętego już roku szkolnego. Przekonał dyrektora nowej placówki, że nasza córka jest odpowiedzialna i nie zawiedzie. Na drugi dzień była już w nowej szkole. Malutki budynek mieszczący tylko sześć klas, na uboczu, wręcz idealnie… Do nowej szkoły musiała dojeżdżać autobusem.

Minął pierwszy semestr i zaczęło się… MAMO…TATO…JA CHCĘ WRÓCIĆ DO TAMTEJ SZKOŁY!!!

Byliśmy w ciężkim szoku, stanęliśmy na głowie, żeby jej pomóc – zresztą kto z nas nie robi takich rzeczy, żeby ich dziecko było szczęśliwe? I co tu począć?

Były prośby i groźby, szlochanie i lament na całego, ale stwierdziliśmy jako rodzice, że nie ugniemy się. Wszyscy musieliśmy ponieść konsekwencje swoich decyzji. Bóg mi świadkiem, że cierpiałam razem z nią, z jednej strony czułam, że cierpi, że jest jej źle, że żałuje tamtej decyzji, że zrobiłaby wszystko, żeby to odkręci

a z drugiej strony nie mogłam jej pokazać, że się waham. Dużo rozmawialiśmy z mężem, co zrobić, ale doszliśmy wspólnie do wniosku, że pozostawienie córki w nowej szkole będzie najlepszym rozwiązaniem. Pomimo problemów z przekonaniem Kasi, sytuacja jednak trochę się uspokoiła i wielkimi krokami zbliżał się koniec roku szkolnego.

Wtedy nastąpiło WIELKIE BUM!!!

W maju, kiedy Kasia zachorowała i nie było jej dwa tygodnie w szkole, postanowiłam ją poinformować, że wybieram się do wychowawczyni porozmawiać o zaległościach i usprawiedliwić nieobecności.

Wcześniej, na co nie zwracałam szczególnej uwagi, miałam problem, żeby zalogować się na dziennik elektroniczny. Co prawda prosiłam ją co jakiś czas o hasło, jednak ona tłumaczyła, że jest jakiś błąd systemu i coś naprawiają, a to że zapomniała pójść do sekretariatu po nowe hasło. Ciągle były jakieś wymówki. Powiedziałam córce, że jak będę w szkole sama to załatwię. I w tym momencie świat jej się zawalił…

Okazało się jednak, że ma nowe hasło i błagała mnie żebym tylko nie jechała do szkoły. Kiedy zalogowałam się w końcu na Librusa, moje oczy prawie wyszły z orbit!!! Pięć zagrożeń i ponad dwa miesiące wagarów!

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam od wychowawczyni. Nie dosyć, że nic nie wiedziałam o ocenach, to okazało się, że Kasia w moim imieniu korespondowała ze szkołą, część nieobecności sama sobie usprawiedliwiała, a nauczycielka myślała, że ma kontakt ze mną. Najgorzej miał mój mąż, któremu to zostawiłam na głowie dyrektora. Musiał się nieziemsko natrudzić, żeby go przekonać, że nasza córka popełniła błąd, ale żałuje i się poprawi. Dyrektor dał jej kolejny kredyt zaufania a nauczyciele dali córce szansę na poprawę ocen. Pierwszą klasę córka ukończyła ze średnią ocen, o której nie chcę mówić oraz oceną z zachowania, którą lepiej zapomnieć.

W związku z zaniedbaniami i koniecznością poprawy ocen poniosła konsekwencje w postaci odgórnych ograniczeń: czasowa konfiskata telefonu, ograniczony jedynie dla potrzeb nauki dostęp do Internetu i szlaban na wyjście z domu na czas poprawiania ocen i wyjścia z tej trudnej dla niej sytuacji.

Wprowadzone ograniczenia wynikały z tego, że potrzebowała czasu i spokoju na wyjście z impasu.

Wszystko jej wyjaśniliśmy, jednak oczywiście i tak czuła się nieszczęśliwa, choć nie pokrzywdzona. Nie wprowadziliśmy bowiem żadnej kary, która miałby ją pognębić i „dać nauczkę”.

Był to również dla nas – rodziców bardzo ciężki okres. Wiedzieliśmy, że te wszystkie nieobecności to była forma odwetu zbuntowanej nastolatki, za to że nie pozwoliliśmy jej z powrotem zmienić szkoły.

W tamtym czasie rozmawialiśmy z naszą córcią, naprawdę wiele razy. Wiele z rozmów miało na celu nakłonienia nas do odpuszczenia wprowadzonych konsekwencji. Pozostaliśmy jednak nieugięci. Oczywiście nie raz i nie dwa próbowała nas jeszcze przekonać, że ponowna zmiana szkoły wyjdzie nam wszystkim na dobre. I na próbach się skończyło. Zrozumiała w końcu, że nie to bezskuteczne.

Cały czas jej powtarzaliśmy, że konsekwencje swoich decyzji trzeba ponosić, obojętnie czy to jest szkoła czy inna dziedzina życia.

I oto cały ten proces przyniósł efekty bardzo szybko! Już w drugiej klasie.

Zmieniła się! Drugą klasę skończyła ze średnią 4,8! Teraz jest w trzeciej klasie, idzie jej super, jest świetną humanistką i stawia na języki. Przyszłość wiąże z podróżami. Parę razy usłyszałam, że cieszy się z tego jakie robi wrażenie swoją zmianą. Dostała nawet nominację do „przemiany roku” i zajęła drugie miejsce. Trzeba powiedzieć, że szkoła bardzo ją wspiera i docenia.

Jak być konsekwentnym rodzicem? Nie jest łatwo, ale radość i duma z efektów jest nagrodą za ten trud. Dzięki temu i dziecko z czasem przekonuje się, że to właściwe podejście.

Przed nami jeszcze pewnie niejedno starcie z rzeczywistością. Będziemy jednak trzymać się tej zasady, bo to naprawdę działa.

I tego życzę wszystkim rodzicom

Paulina