„Pada i strasznie wieje. Nie wiem czy dobrze mnie słychać. ZROBIŁAM TO! Mam za sobą mój tajemny, jak dotąd i samotny projekt. Za mną, w nogach a właściwie w całym ciele 200 km – 9 półmaratonów plus – dzień po dniu.
Dlaczego? Skąd pomysł? Jak chcesz, możesz poczytać….
Dedykuję to wszystkim, ale zwłaszcza rodzicom, którzy realizując swoje wyzwania, inspirują również dzieci i pomagają im stawiać wyzwania, budować motywację, siłę i wiarę w siebie.
Jest GENIALNIE! Niech moc będzie i z Tobą!”
Takie słowa wysapałam na finiszu wyzwania, którego i na początku, i w trakcie po prostu się obawiałam.
Przenieśmy się zatem do tego początku… A zatem DLACZEGO?
Mało co tak dobrze i skutecznie buduje poczucie siły i wiary w siebie, jak realizacja, czy chociaż podjęcie działania i dążenie do celu. I nawet, jeśli dla niektórych pobrzmiewa to truizmem, to jednak przełożenie tej myśl na praktykę nie każdemu przychodzi łatwo. Dlatego często w pracy z ludźmi pomagam im to robić. Doświadczenia i obserwacje pokazują mi, że działa to z grubsza tak:
ZBUDUJ SIŁĘ W INNYM ZADANIU, ABY ZROBIĆ PÓŹNIEJ TO, KTÓREGO SIĘ OBAWIASZ.
Tego właśnie potrzebowałam. Przede mną wielkie wyzwanie zawodowe. Na tyle wymagające, że zbyt często, wynajdywałam tak zwane pilniejsze sprawy, czyli wymówki. Zwyczajnie wątpiłam, czy podołam i przesuwałam w czasie. Musiałam coś z tym zrobić.
Nie ważne skąd przyszedł pomysł. Ważne, że został i nie dawał spokoju. Kusił i straszył jednocześnie.
Po pierwszych 22,5 kilometrach byłam zadowolona i zdecydowana zrobić 200 km, biegnąc codziennie nieco ponad półmaraton. Wiedziałam, że ze względu na panujące upały i mój tryb pracy do późna, muszę biegać bardzo wcześnie rano.
Kiedy na drugi dzień a l a r m w telefonie wyrwał mnie ze snu o 5:00, mój mózg i ciało przekrzykiwały się, że to nie dla mnie. I tego dnia odpuściłam.
N I E W Y K O N A L N E i kropka.
Są jednak takie myśli, które zagłuszają inne. Męczą i wloką się za człowiekiem, i nijak nie można się ich pozbyć. Tak było i tym razem. W końcu postanowiłam, że to zrobię dla własnego „świętego spokoju”.
Nadal wątpiłam, dlatego szukałam ZEWNĘTRZNEJ MOTYWACJI. Pomyślałam: „Nic prostszego – ogłosić na facebooku, co zamierzam i wtedy ambicja mi nie pozwoli…”
Najpierw jednak pobiegłam po raz drugi.
I po raz kolejny TEGO doświadczałam. Nie raz mówiłam i pisałam, że podczas długich dystansów MYŚLI SIĘ UWALNIAJĄ z niewoli naszych przekonań i schematów.
Łatwiej jest usłyszeć siebie i poczuć własne potrzeby.
I tak się stało. Przypomniałam sobie, że przecież żyć i działać dla siebie, najlepiej jak mogę, ale nie za wszelką cenę. Zrobię to, BO CHCĘ. Jeśli przekroczy to moje możliwości, trudno.
WEWNĘTRZNA MOTYWACJA MA WIĘKSZĄ MOC.
Zaczęły się poranki jak w „Dniu Świstaka”.
Alarm o 5:00, lodowaty prysznic, banan, mała kawa, woda, selfi ? w ogrodzie lub w drodze i przed siebie. Dwie pętle po około 11 km.
Tak mi pasowało. Na pamięć wiedziałam, w którym miejscu na którym jestem kilometrze. W połowie dystansu piłam izotonik i wodę.
To był czas 30 stopniowych upałów i mimo wczesnej pory słońce i szybko rozgrzewający się organizm dawały się we znaki. Bywały lepsze i trudniejsze dni. Czasami byłam przekonana, że może jeszcze dzień, dwa i na tym poprzestanę. Tak było trzeciego dnia. Później ciało zaczęło godzić się na ten stan, przyzwyczajać do zmęczenia. Niezależnie od wszystkiego myśli każdego dnia się uwalniały. Nigdy jeszcze w ciągu tygodnia nie doznałam tylu olśnieni, pomysłów, rozwiązań i radości.
Od piątego dnia zaczęłam rozpoznawać ludzi w autach jadących do pracy i prawie równocześnie niektórzy z nich zaczęli do mnie machać z szerokim uśmiechem, pozdrawiać, radośnie trąbić. Muszę jednak przyznać, że najżywiej reagowali panowie w ciężarówkach i samochodach firm budowlanych ?.
Dwa przedostatnie dni biegłam z migreną a właściwie z aurą migrenową. Żarzący się pręcik żarówki w polu mojego widzenia to przygasał to rozbłyskał ponownie.
W piątek, siódmego dnia wystartowałam ponad godzinę później. Zostałam, aby pogadać i potowarzyszyć Oskarowi. Wstał tak wcześnie, żeby skończyć pieczenie ciasta na pożegnanie z firmą po roku pracy w ramach studenckiego projektu. Poprzedniego wieczoru nie skończył, bo z powodu burzy wyłączono prąd. I taka śmieszna sytuacja: Oskar miesza i miksuje, i co rusz podaje coś w cieście do wylizania. Ja ochoczo biorę i oblizuję. On patrzy się na mnie i kwituje sytuację: „Mamo, już nie po raz pierwszy role się odwracają. Tym razem w kuchni. Syn piecze a matka oblizuje łyżki i miski”. Rozbawiło nas to oboje.
Oskarowe ciasto jogurtowe z kruszonką i owocami oraz magiczne brownie. Tak pyszne, że można się rozpłynąć. Ja nacieszyłam się oblizywaniem surowego. 🙂 Fot. Oskar Górski
To prawda, że wybiegłam za późno i zapłaciłam za to wysoką cenę za upał i żar lejący się z nieba. Nie muszę jednak mówić, że ten poranek z Synem był wart jeszcze więcej. A ja zyskałam nowe doświadczenie i zdobyłam nowe informacje o moich możliwościach.
Czas codziennych półmaratonów nie był dla mnie czasem wakacji. Pracowałam bez ulg, czasem pędząc z mokrą głową na 10:00 do Poznania.
Dobitna świadomość anatomii własnego ciała towarzyszyłam mi nieustannie. Momentami dopadało mnie w ciągu dnia nagłe i z trudem hamowane znużenie. Jakby ktoś odcinał mi prąd.
Najbardziej zaskakujący był finał. Po fali upałów ostatnie 24 km w pokonałam rzęsistym deszczu, w zimnym i bardzo silnym wietrze, który przy moim zmęczeniu był większym niż powinien być wyzwaniem.
Dobiegałam a biegnąc, nawet w najtrudniejszych momentach, mówiłam CHCĘ zamiast MUSZĘ.
Trudno jest opisać to uczucie ZWYCIĘSTWA, DUMY I SIŁY.
I to razem daje pewność, że więcej niż myślę OSIĄGNĘ, gdy tego CHCĘ ?
Jak to konkretnie działa? Jeszcze tego dnia po południu zrobiłam to, co spontanicznie przyszło mi do głowy – wcześniej myślałam o tym, ale odpuściłam. Rozesłałam Messengerem zaproszenie do polubienia mojego fanpage’a. Gdy zaczynałam wysyłkę, miałam 207 lajków. I zaczęło się. W ciągu niewiele ponad godziny ta liczba wzrosła o ponad 120! I nadal rośnie. Teraz, po dwóch dniach, gdy kończę pisać, jest Już 353 LAJKÓW . Ale polubienia to nie wszystko. Sporo osób udostępniło stronę. Spłynęło też wiele dobrych, doceniających mnie słów w komentarzach i wiadomościach. Najbardziej rozbrajające był od Kasi: „Jesteś najmądrzejszym i najmilszym człowiekiem jakiego znam” i od Ani: „Asiu, bo my Ciebie podziwiamy i kochamy ”.
Na dodatek przez weekend zrobiłam 3 pierwsze zadania, podejmując tym samym wyzwanie zawodowe, którego się obawiała…. I nadal obawiam. Tylko co z tego???
Właśnie w ten sposób to działa!
REALIZACJA JEDNEGO WYZWANIA DAJE SIŁĘ I GOTOWOŚĆ DO REALIZACJI KOLEJNEGO!
ZAWSZE DOWIADUJEMY SIĘ TEŻ CZEGOŚ NOWEGO O SOBIE ?
A Ty jakie sobie postawisz wyzwanie?
PS. A tak swoją drogą to znacie 22 latka, który wstaje o 5:00 rano, żeby upiec ciasto dla ludzi w firmie na pożegnanie?
2017.07.02